W Hotelu Mercure w Poznaniu trwa XXVIII Festiwal Szachowy, który kończy się w niedzielę 22 sierpnia. W turnieju głównym walczy ze sobą 105 szachistek i szachistów.
W tym też i ja. To trudne przedsięwzięcie – rundy rozpoczynają się z reguły o 17.00 – co oznacza jazdę w korkach. Bo zarówno Poznań rozkopany jak i trasa z Kórnika.
Nie ma lekko też przy szachownicy. Prawdziwe chwile grozy przeżywałem w środę 18 sierpnia. Po dwóch (nieco pechowych – tak się tłumaczą wszyscy szachiści) porażkach z rzędu usiadłem do pojedynku z Gabrielą Pieczewską – silną juniorką z klubu OTSz Ostrów Wielkopolski.
Powiedziałem sobie, że jeżeli znowu przegram to chyba rzucę te szachy w jasną cholerę!
Grałem czarnymi. W pewnym momencie przyszła mi do głowy myśl, że może moja rywalka skusi się na pionka i widełki gońcem na dwie wieże. Co skutkowało dla niej stratą tego gońca. Bo mój hetman dawał „wtrąconego” szacha. „Skuś się, skuś się” powtarzałem w myślach! I tak też się stało! Przeciwniczka zagrała tak jak chciałem. Partię więc wygrałem i z czystym sumieniem mogę dalej poświęcać się swojej pasji.
Dziękuję Ci Gabrysiu serdecznie za „uratowanie mi życia” i życzę samych sukcesów zarówno w szachach jak i we wszystkim co robisz!
Gabriela Pieczewska ma 17 lat, chodzi do Technikum w Ostrowie, planuje studiować psychologię. W szachy zaczęła grać jako sześcioletnia dziewczynka. Jest też sędzią szachowym klasy III. W kliku turniejach już pomagała sędziemu głównemu i chce w przyszłości uzyskać wyższe klasy sędziowskie. Posiada pierwszą kategorią szachową.
2 Komentarze
Gabrysia jesteś super, nie zmieniaj się <3
Z tym rzucaniem szachów po porażce, to jak z wyjściem męża z domu po małżeńskiej kłótni. Jak stary weksel, kiedy ochłonie – zawsze wraca 🙂